ju/ wś
Już przy samym przylocie pojawiły się problemy. Po wylądowaniu w Charkowie pasażerowie musieli pozostać w samolocie pół godziny, ponieważ lotnisko nie radziło sobie z obsługą wzmożonego ruchu pasażerskiego. W związku z przylotem dwóch holenderskich samolotów zabrakło schodów, dzięki którym pasażerowie mogliby się wydostać z samolotu na płytę lotniska.
Jednak największe kłopoty rozpoczęły się przy locie powrotnym, który miał się odbyć o godzinie 1:40 czasu miejscowego. Pasażerowie zostali wpuszczeni na pokład około godziny 2:00. Następnie czekali trzy godziny i dwadzieścia minut na pozwolenie na start z wieży kontroli lotów. Wprawdzie przestrzeń powietrzna była czysta, ale nie było komunikacji między kontrolą radarową a wieżą kontroli lotów.
Kapitan samolotu posunął się do drobnego kłamstwa informując wieżę kontroli lotów, że na pokładzie samolotu znajduje się dwóch piłkarzy drużyny narodowej Niemiec, którzy z powodu przedłużającej się kontroli antydopingowej musieli opóźnić swój wylot. To jednak nie pomogło przyspieszyć startu samolotu. Później ogłosił pasażerom, że czegoś takiego w swoim długim zawodowym życiu nie przeżył jeszcze nigdy.
Pasażerowie byli zniecierpliwieni, ze względu na wyłączone silniki nie działała klimatyzacja, więc na pokładzie było duszno i gorąco. Stewardessy rozpoczęły serwis z jedzeniem i napojami jeszcze na ziemi.
Problemem lotniska w Charkowie jest mała przepustowość i obecność tylko jednego pasa startowego. Lotnisko nie było przygotowane do obsługi tak dużej ilości operacji lotniczych. Po meczu miasto miało opuścić 60 samolotów, tyle natomiast jest stąd odprawianych samolotów w ciągu całego dnia. Samolot wystartował wreszcie o godzinie 5:20.